KAZANIE KS. PROBOSZCZA 13.06

FATIMA13.06.2025r.

1. Objawienia fatimskie mogły się skończyć na samym początku. Czerwiec mógł być ich końcem. Najważniejsza osoba tych objawień od strony ludzkiej, Łucja, postanowiła z całym przekonaniem w nich już nie uczestniczyć. A to na Łucji spoczywał cały ciężar przekazywania treści objawień. Wszystko, co wiemy, jest owocem jej pamięci i całego późniejszego służenia przesłaniu Maryi z Fatimy aż do jej śmierci w 2005 roku, w 98 roku życia. Przyczyną było spotkanie i rozmowa z proboszczem ks. Manuelem Ferreirą. Uznał on, że objawienia są sztuczką diabelską. Powodem było typowe dla duchownych przekonanie, że to nie on jako proboszcz został powiernikiem i decydentem. Skoro Maryja nie nakazała poddania objawień jego rozeznaniu, to musi za wszystkim stać diabeł. To wystarczyło, by całkowicie sparaliżować i przerazić – w końcu małe dziecko, jakim była 10 letnia Łucja. Podejmuje ona decyzję, że nigdy tam nie wróci. Na prośbę Franciszka odpowiada: „Już ci powiedziałam, że nie pójdę, nie warto mnie prosić.” Największa próba i największe zagrożenie nie przyszło od ateistycznego rządu, a taki wtedy rządził, od późniejszego wtrącenia do aresztu. Z tym dzieci mężnie radziły sobie doskonale. Próba przyszła ze środka Kościoła, od kapłana, jego ambicji, które pomylił z wolą Boża.

2. Ciąg dalszy pokazuje, kto naprawdę kieruje Kościołem i jak moc go przenika. Łucja trwa w swoim postanowieniu do dnia 13 czerwca. I doświadcza jakiejś niesamowitej nadprzyrodzonej interwencji. Nazywa to „wewnętrznym przymusem”, który był tak silny, że wszystkie postanowienia, przemyślenia, autorytet ambitnego proboszcza, straciły sens. I tak to opisuje: „Następnego dnia, kiedy zbliżała się godzina wyjścia, poczułam się nagle pchana jakąś dziwną siłą, której nie byłam się w stanie oprzeć.” Po drodze wstępuje do domu wujka gdzie spotyka Hiacyntę i Franciszka, którzy płacząc, rozumieją, że bez niej sami nigdzie nie pójdą. I mówią: „Bez ciebie nie mamy odwagi iść.” To naprawdę byłby koniec objawień. Koniec, zanim się zaczęły. Pierwszą tajemnicę dzieci usłyszą dopiero za chwilę. Gdyby nie to Boże tchnienie, kolejna jasna interwencja Bożego Ducha, jakieś Jego zesłanie, wszystko byłoby przegrane. Tymczasem Łucja może zapisać we wspomnieniach; „Dzięki naszemu dobremu Bogu podczas tego objawienia zniknęły chmury z mojej duszy i znowu odzyskam spokój.

3. Jesteśmy tak blisko niedzieli Zesłania Ducha Świętego. To ciągłe odkrywanie prawdy, że Duch Święty przenika Kościół pomimo wszelkich kryzysów, słabości, grzechów i upadków. Niedawno pokazał nam swoje JESTEM w wyborze papieża Leona. Jednak zajęci politykowaniem, chorymi teoriami albo po prostu obojętnością możemy zupełnie nie zauważać Jego tchnienia delikatnego, ale też pełnego mocy. Tym bardziej możemy Jego interwencji nie widzieć w naszym własnym życiu. A najdoskonalszą blokadą jest przekonanie, że ja tego nie potrzebuję. Ten czerwcowy dzień w Fatimie to dla nas wezwanie, by odkrywać moc Ducha Świętego. Bez Niego wszystko staje się martwe, nawet wiara i pobożność. Przykładem staje się ów proboszcz, który w zapewne z całkowitą pewnością siebie, tego, że broni czystości wiary, był bliski zniszczenia daru objawień. Bez Ducha wszystko staje się martwe.

4. Jak otworzyć swoje życie na tchnienie Ducha? To jeszcze jedna podpowiedź z Fatimy. 13 czerwca 1917 roku to była środa i parafialny odpust. Odpust jest inną nazwą miłosierdzia, które człowieka wyzwala, wskrzesza z martwoty i zranień zadanych przez własne grzechy i przez grzechy bliźnich. Odpust to jedna z ważnych dróg Jubileuszu, który przeżywamy. Za nami już spora część tego roku łaski. Czy otworzyliśmy się na ten dar choćby wchodząc przez bramę najbliższego kościoła jubileuszowego? Za odpustem stoi pragnienie uzdrowienia, uwolnienia, pokonania wszystkich skutków grzechu w naszym życiu. Jednym z pięciu warunków odpustu jest wolność od przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, nawet powszedniego. Jesteśmy zniewalani nie tylko konkretnymi grzechami, wadami i nałogami, ale też strachem, poczuciem bezradności, obojętnością. Często naszego myślenia nie jest w stanie poruszyć nawet wybuch bomby atomowej. Mamy swoje schematy. Jak ów kapłan, który w imię swej teologii byłby zabił objawienia. Częściej to myślenie, że nic nie da się zrobić, nić nie warto robić, bo tak to nic nie da. To lęk przed każdym cierpieniem i przeciwności, byle mieć święty spokój. Dziś nawet post piątkowy wydaje się niepojętą ofiarą, do które bywamy niezdolni. Pokonani bywamy przez mięso.

5. Jak Łucja potrzebujemy tego potężnego tchnienia, które nas poruszy, uzdolni do nowego życia. Potrzebujemy, by nasze myślenie przeniknęła i UDERZYŁA prawda pełna światła pokory, którą zawiera I czytanie: „Przechowujemy skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas.” Kto pragnie odpustu, mówi właśnie, że to widzi i rozumie. Rozumie SWOJĄ SŁABOŚĆ i ciągłą, i codzienną potrzebę odnowienia w Duchu, ciągłą potrzebę przyjmowania DARU. To pragnienie i bojaźń, że sami z siebie nic uczynić nie możemy. Tylko człowiek, który przyjmuje Ducha Bożego, może wysłuchać dzisiejszej Ewangelii, która wydaje się tak niepojęta i radykalna w hiperboli, takiego uderzenia pewną przesadą tam, gdzie się bronimy przed prawdą. Tym jest słowo Pana Jezusa o odcięciu ręki i wyłupaniu oka. Tylko w Duchu możemy te słowa przyjąć, nie mówiąc, że nic z tego nie rozumiem lub że to jest straszne. Ale odkryć w tym ocalającą nas i uzdrawiającą operację, dzieło Bożej mocy, które nas uzdalnia do prawdziwego życia. Wstrząs, który jest jak operacja chirurga, cięcie skalpelem. Może pierwszym znakiem tej operacji będzie nasze przekonanie: POTRZEBUJĘ ODPUSTU.

 28 Wyświetlenie,  16 Dzisiaj