Kazanie ks. Proboszcza na Wniebowstąpienie Pańskie

WNIEBOWSTĄPIENIE   PAŃSKIE                   25.05.2020r.

                                                                     VCS

    1.    Każdy człowiek ma w sobie wspomnienie nieba, tak jak nosimy w sobie pamięć dzieciństwa, wspomnienia osób, miejsc, zapachy i smaki. To wzruszające, gdy człowiek umierając, przywołuje matkę, jakby ją widział i była blisko jak w dzieciństwie. Mamy inną smutną pamiątkę z czasu raju: to grzech pierworodny. Choć nikt z nas tam nie był, jednak dziedziczymy bolesną ranę utraty raju, utraty szczęścia bliskości Boga i pełni życia.  Mamy ją w sobie. Nie powinno więc dziwić, że mamy też w głębi siebie pamięć raju. Jest w nas nieugaszone pragnienie życia na wieki, życia szczęśliwego. To jest wielkie marzenie o niebie. I czasem tylko i na krótko czujemy się jak w niebie. Połączenie w nas pamiątki nieba i grzechu jego utraty działa bardzo mocno. Człowiek dla chwili przyjemności i szczęścia gotów jest nieraz zaryzykować całe życie swoje i innych, nawet bliskich i kochanych. Tak jest w nałogach, tak jest w zdradzie, tak jest w mentalności konsumpcyjnej, że kolejna kupiona rzecz, inwestycja, zysk da mi to niebiańskie poczucie szczęścia. Zło zawsze ma ubraną maskę uszczęśliwiania.  

      2.     Ta pamiątka raju nadaje naszemu życiu sens. I staje się też przyczyną katastrofy. Jezus o tym mówi: „kto chce zachować swoje życie, starci je…” Czy mamy przestać marzyć o niebie, wyprzeć się pamiątki raju, którą w sobie mamy? Uznać to za utopię i szkodliwy fałsz, bo prawda jest brutalna: raju nie ma, a na pewno nie ma go na ziemi. I wciąż jesteśmy leczeni z iluzji nieba na ziemi. Dziś tą lekcją jest choćby epidemia, strach, niepewność, cierpienie, one na tyle sposobów mówią nam: nieba nie ma. Dzisiejsze święto Wniebowstąpienia ma nam pokazać, że niebo jest możliwe. I że to jest prawdziwa nadzieja i marzenie człowieka. Choć droga jest wąska i stroma, i to nad przepaścią, gdzie leżą ci, którzy w imię nieba zbudowali piekło, zniszczyli życie wielu. Niebo obiecywał komunizm, dziś robi się to w cywilizacji konsumpcji, Przez wiarę w moc człowieka.  Jest jednak jedna jedyna droga, którą jest Jezus. Choć początek tej historii wydaje się mówić, że nieba tu nie ma: Jezus odchodzi z ziemi. Jak to opisały Dzieje Apostolskie: „Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu.”  Jednak Jezus tyle razy uczył o tym, że pożyteczne jest Jego odejście. Bóg się nigdy nie cofa, nie ucieka z tego świata, nie zostawia nas samych. Odejście Jezusa otwiera nową erę łaski. Dar Ducha, który jest życiem Boga. I jeżeli można jakoś nazwać niebo, to właśnie jest życie Duchem, życie Miłością Boga.

     3.    Odejście Jezusa jest pokazaniem dwóch końców drogi, dwóch brzegów mostu nad przepaścią. To jak tunel, który przebito w głębiach góry na zakopiance. Jest nowa droga! Przepaść została pokonana, a droga do nieba zamknięta przez anioła z ognistym mieczem jest już otwarta. W Ewangelii Jezus, który odchodzi ostatnim słowem czyni OBECNOŚĆ: „Oto ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.” Jak jest możliwe życie w dwóch światach pomaga nam dziś zrozumieć św. Paweł w liście: „Jego samego ustanowił nade wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem…” Obraz ciała może nam bardzo pomóc. Wystarczy sobie wyobrazić człowieka, który płynie. Znajduje się w dwóch światach, powietrza i wody. Całe ciało jest zanurzone w wodzie jednak głowa nieustannie czerpie powietrze, musi być ponad powierzchnią wody  i utrzymuje życie płynącego człowieka. I tak płynąc, można pokonywać morze. Kościół w swej tajemnicy jest taką jednością Głowy i Ciała, dlatego prawdziwe uczestniczy już w obu tych światach ziemskim i niebieskim. Głowa, którą jest Jezus nieustannie tchnie w nas życie, którym jest Duch i nawet w najbardziej burzliwych falach, Kościół – Ciało żyje, płynie, ma w sobie już prawdziwie to życie, które kiedyś będzie naszym szczęściem na wieki.

     4.   Czy tak czujemy prawdę Kościoła? Czy czuję się w Kościele szczęśliwy, napełniany Bożym życiem? Także w tym Kościele, którym wstrząsają afery, w którym bywają księża pedofile i nie brakuje wszelkich słabości i grzechów. Wielu się zastanawia, co kryzys epidemii zrobi w Kościele, czy ludzie wrócą, czy nie?  Może uznają, że da się żyć bez Kościoła? Iluż ludzi chce wierzyć w Boga bez Kościoła. Czują się dobrze w osobistej modlitwie, w ciszy lasu, gór szukają Boga. Dla wielu Kościół jest kamieniem, który topi, a nie ciałem, które płynie. Czasem jest ostatnim miejscem, które kojarzy się z niebem. To normalne i tak było od początku, i na górze w Galilei też tak było: „Niektórzy jednak wątpili.” A jednak tej przepaści i tego wzburzonego morza, którym jest życie, nie przejdzie się ani nie przepłynie inaczej jak w tym jednym jedynym Ciele, którego Głową jest Jezus, a życiem Duch. Jeżeli nigdy nie czułem się szczęśliwy w Kościele, nie czułem radości z piękna liturgii, szczęścia ze spowiedzi, mądrości nauczania i głoszenia Słowa, cudu ciszy adoracji, czułej bliskości Maryi i świętych, pociechy w modlitwie za zmarłych, czułego spojrzenia na ludzi z którymi się modlę w tym kościele i na tym miejscu ziemi, jeżeli tego nie czuję teraz, to czas prosić o światłe oczy serca, bo jestem ślepy. A jeżeli widzę sens Kościoła, to czas prosić o to samo, by w tę wspólnotę bardziej wejść, bardziej żyć jej życiem.

Tylko tak zaczyna się niebo.

 888 Wyświetlenie,  1 Dzisiaj