Wniebowstąpienie Pańskie kazanie ks. Proboszcza

                                 WNIEBOWSTĄPIENIE PAŃSKIE                      16.05.2021r.

                                                       VCS

         1. Można być rozczarowanym Słowem Bożym święta Wniebowstąpienia, jeżeli ktoś oczekuje, że dowie się czegoś więcej, jak to mogło wyglądać. A nawet mając nadzieję, że Pan Jezus wchodząc do nieba troszkę nam pokaże, jak tam jest. Zdarza się przecież, że idąc za ciekawością, zaglądamy, za kimś, kto wchodzi do domu i przez chwilę w otwartych drzwiach mamy okazję coś zobaczyć. Nawet jeżeli ta ciekawość jest trochę niezdrowa i wypatrujemy, czy jest tam bogato czy biednie, brudno czy czysto. A w Ewangelii mamy jedno zdanie, w którym nic nie widać, a przynajmniej nic z tego, co by nas ciekawiło: „Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga.” Uczniowie wydają się sami całkowicie zaskoczeni tym, co się stało, nie przewidywali, że ta rozmowa i to niesamowite polecenie Pana dla nich, którzy nigdy nie wychylili nosa poza własny mały świat, to będą ostatnie słowa: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię całemu stworzeniu.” Bardziej byli przejęci tym, co Jezus mówi o ich ziemskiej misji niż nadzieją, że teraz mogą zobaczyć jakiś ułamek nieba. To tak, jak ludzie, którzy uczestniczą w jakimś gwałtownym wydarzeniu, są tak wstrząśnięci, że choć tam byli, to nie wiedzą, jak to się stało i niewiele mają do powiedzenia. Czemu tak mało wiemy o tym świecie, który ma być naszym domem na wieki, a Pan Jezus zajmuje się tylko tym, co mamy zrobić tutaj na ziemi, choć ten czas tutaj jest bardzo krótki? Czy nie trzeba raczej odwrotnie: więcej o niebie, a mniej o ziemi, więcej o wieczności, a mniej o przemijającej doczesności?

         2. To brzmi dziwnie, ale zajmowanie się niebem może być groźne i niebezpieczne. Człowiek jest mistrzem w stwarzaniu fałszywych rajów i złudnego nieba. Ucieka od realnego życia na tej ziemi, bo jest ono dla niego za krótkie i za trudne. Ucieczką od życia mogą być długie godziny spędzane codziennie przed telewizorem lub równie wielogodzinne seanse internetowego przebywania w świecie wirtualnym: wirtualne społeczności, wirtualne gry, nawet wirtualny kościół. Ucieczką od życia we własne niebo są substancje chemiczne zmieniające świadomość z najbardziej znanym nam alkoholem. Człowiek pijany, czy pod wpływem narkotyków przez kilka godzin jest w swoim niebie. I długo nie zauważa, że to niebo staje się piekłem. Uciekamy od życia w chmury marzeń, złudnych nadziei albo przeciwnie, spadamy w otchłań pesymizmu, sparaliżowani smutkiem, że w tym świecie nic dobrego nie da się zrobić. Ucieczką od życia stają się też sprawy dobre jak np. ludzka praca. Gdy staje się pracoholizmem, jest ucieczką o tego, co w życiu najważniejsze: od domu, czasu dla dzieci, od budowaniu relacji miłości z bliskimi i z Bogiem. Nawet pobożność może być ucieczką od prawdziwego życia, gdy człowiek chce kochać Boga, zupełnie nie interesując się człowiekiem, a nawet traktując go wrogo. Szuka Boga w dalekim niebie, a gardzi człowiekiem blisko na ziemi. Tymczasem jest w naszym życiu, tu na ziemi, z całym jego trudem i bólem wartość, której nie będzie nawet w wieczności. Cierpienie czyśćca jest właśnie palącą prawdą, że się tego daru nie odkryło i nie wykorzystało i już nie ma czasu, by to zmienić i naprawić. To jak ból na pogrzebie bliskiej osoby, że nie wykorzystało się daru wspólnego życia i czasu, zmarnowało tyle okazji do dobra, przebaczenia, tyle słów dobrych nie padło, a tyle złych zostało rzuconych. Nie powiedziałem mu, jak go kocham, jaki był ważny, a teraz już czas się skończył, już nigdy tego nie zrobię.

            3. Pan Jezus wstępując do nieba, naszą uwagę skupia na ziemi. Jak wielka jest pokusą, by od ziemi uciekać, mówi scena w Dziejach Apostolskich ukazująca  zahipnotyzowanych uczniów, którzy patrzą całkiem po ludzku za Panem, który odszedł: „Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” Muszą zostać przebudzeni z tego letargu, wstrząśnięci, by odkryli, że czeka ich nowe życie, nowa misja. Muszą nauczyć się nowej obecności Pana, która będzie już nie cielesna, lecz duchowa. Gdy Jezus był obecny cieleśnie, Jego bliskość dotykała niewielu ludzi, dla innych był daleki, gdy słuchali Go nieliczni, nieskończenie wielu nie miało do Niego dostępu. Niekiedy nawet ci, którzy byli blisko, tłoczyli się, przepychali, walczyli o lepsze miejsce i tak wielu nie mogło się zbliżyć. Teraz Jezus będzie mógł dotrzeć do wszystkich, w każdym miejscu ziemi, a Jego Ciało będzie nieskończone i otwarte na wszystkich ludzi, na wszystkie pokolenia. Bliskość, którą się cieszyli trzy lata, okazała się tak daleka wobec tej, która zaczyna się teraz, gdy będą przyjmować ciało Jezusa i budować Ciało Jezusa i należeć do Ciała Jezusa. Upór, z jakim budujemy fałszywe nieba, świadczy, jak bardzo człowiek nieba potrzebuje, jak bardzo nie może bez niego żyć na ziemi. Jaką tragedią jest, gdy to niebo jest fałszywe, ale jakim szczęściem, gdy dom Ojca zaczynamy budować już na ziemi i już tutaj żyjemy w ciele Jezusa, tak samo, jak będziemy w Nim żyć przez całą wieczność.

         4.  Nie wystarczy jednak być ochrzczonym, by należeć do Jezusa. To nie jest bilet wstępu do nieba. I nie wystarczy czasem być w kościele, bo dziś wystarczy oglądać. To też nie jest bilet z miejscówką. Może się okazać ostatecznie, że człowiek nieochrzczony, żyjący w zgodzie z prawym sumieniem będzie bliżej Jezusa niż my. Prawdziwy znak obecności daje św. Paweł: „Każdemu z nas zaś została dana łaska według miary daru Chrystusowego…do wykonywania posługi dla budowania Ciała Chrystusowego.” Może dopiero na sądzie Bożym dowiemy się, jaki to był dar, który otrzymaliśmy i czy został on zakopany. I w czyśćcu z bólem będziemy tęsknić za każdą chwilą na ziemi, gdy mogliśmy służyć, budować Ciało Jezusa i dom Ojca. Tam odkryjemy, że największym grzechem życia było to, czego nie zrobiliśmy. I nigdy nie zrobimy. Dziś wydaje się, że czas jest wyjątkowo trudny dla takiej wiary. Kościół jest pokazywany jako instytucja chora, skupiona na żądzy władzy i pieniądza. Jakby Pan z niego odszedł i nie jest już Jego Ciałem. I ten trudny czas budzi nas do wyboru: wierzyć czy nie wierzyć? Od czego zacząć? Tam, gdzie chce Jezus, gdzie obiecał nas wspierać, jeżeli uwierzymy: „w imię Moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą.” Trzeba prosić o egzorcyzm usunięcia złego ducha z naszego myślenia i języka. Ile razy pozwalamy mu nim się posługiwać: przeklinając, kłamiąc, sądząc, potępiając, podejrzewając, plotkując, widząc to, co złe, narzekając, obmawiając, oczerniając dwulicowo, za plecami. Język to najbrudniejsza część ciała. Ile jest tego brudu w Kościele: wierni na księży, księża na wiernych, młodzi na starych, starzy na młodych. I trzeba nam prosić o nowy język, a w nim: cierpliwość, szukanie dobra i jedności, życzliwość, nadzieję, pogodę ducha, łagodność, milczenie. Nic bardziej nie niszczy jak zły język, nic bardziej nie buduje jak dobre słowo. Złe słowo zamienia życie w piekło, słowo dobre, które czerpie z Jezusa i jest Dobrą Nowiną, daje przedsmak nieba. 

 455 Wyświetlenie,  1 Dzisiaj